2009-06-19,21
Na ten wyjazd czekaliśmy przez cały rok. I w końcu się doczekaliśmy. VII Międzynarodowy Festiwal Piosenki i Form Twórczych Osób Niepełnosprawnych już za nami. Zostały po nim cudowne wspomnienia i nagrody. Impreza trwała od 19 do 21 czerwca.
W tym roku zdecydowaliśmy się pojechać z przedstawieniem o Aniołach pt. ”Między niebem a ziemią”. Spektakl trzeba było pociąć i skrócić o połowę, bo organizatorzy chcieli, by widowiska nie trwały dłużej niż 10 minut. Do Podolan pojechali: Asia Wójcik, Grażynka Grabowska, Kasia Dworniczek, Ewa Sawera, Ala Wądrzyk, Krzysia Kowalczyk, Krzysiek Bochenek, Kamil Nycz oraz Partyk Szpak i Ania Rembiesa. Opieką otoczyły nas: pani Justyna Maryja, pani Anetka Gomółka, pani Ewa Janik i pan kierowca Mariusz Bratek.
PODRÓŻ Z PRZYGODAMI
Ponieważ miejsca w busie nie było zbyt wiele, kilka dni przed wyjazdem ogłoszono konkurs na najlżejszy plecak. W piątek rano poznaliśmy zwycięzcę. Okazała się nią Grażyna Grabowska, która dokonała cudu pakunkowego. Jej ekwipunek na trzy dni ważył: UWAGA: 3,7 kg. Byliśmy pod wrażeniem. Grażyna otrzymała pluszową maskotkę. Zapakowaliśmy swoje klamoty i ruszyliśmy w drogę. Niektórym z żegnających nas zakręciła się łza w oku.
Podroż mieliśmy z przygodami. Na miejscu czekała nas niespodzianka. Okazało się, że nie śpimy w hotelu, jak planowali organizatorzy, ale w ….internacie w Dobczycach. Trzeba było więc znaleźć ten internat. W sumie byliśmy bardzo zadowoleni, bo w internacie było ciepło. Wszędzie mieliśmy blisko. A w sąsiedztwie zakwaterowało się doborowe towarzystwo z Radwanowic i Nowego Targu. Po raz kolejny okazało się, że aby dobrze się bawić, trzeba mieć wokół siebie fantastycznych ludzi. Tak było. Warunki w internacie były całkiem przyzwoite. Mieszkaliśmy w dwu lub trzyosobowych pokojach. Kasia Dworniczek nad swoim łóżkiem miała plakaty samego Macieja Zakościelnego niemal naturalnej wielkości. -Widać mieszkaniec tego pokoju ma niezłego fioła na punkcie tego aktora- oceniła Grażynka. Pogoda nas nie rozpieszczała, bo lało jak z cebra niemal przez cały czas z wyjątkiem piątku. W piątek trochę wprawdzie kapało z nieba, ale to nie przeszkodziło nam tańczyć na murawie. Wspólnie z instruktorami: panią Ewą, panią Anetką, panią Justyną i naszym kierowcą Mariuszem hulaliśmy ile sił w nogach i pary w płucach. Każdy był zadowolony, że hej. Każdy z nas miał okazję się wybawić. Grażyna wspólnie z panią Ewą i panią Justyną zrobiły taką karuzelę, że Grażyna aż piszczała ze szczęścia. Inni zazdrościli jej jeszcze jednej rzeczy: otóż pan Mariusz prawie cały czas nosił Grażkę na rękach.
– Królowie tak nosili żony po zamkach – żartowali obserwatorzy z boku.
Zabawa trwała do 22 w nocy. Padaliśmy z nóg. Nazajutrz trzeba wstać wcześnie rano, bo musieliśmy szykować się do występów konkursowych.
BIAŁA DAMA I ANIOŁY
W sobotę wstaliśmy skoro świt. Na stacji benzynowej spałaszowaliśmy pyszne śniadanie i ruszyliśmy oglądać okolice. Na horyzoncie zamajaczył nam zamek w Nowym Wiśniczu. Busem podjechaliśmy pod samą bramę. Zaczęło się zwiedzanie. Nieopodal zamku znajdowało się więzienie, w którym mężczyźni odsiadywali dożywocie za bardzo ciężkie występki. Spodobało się to panu Mariuszowi, który chętniej obejrzałby to więzienie niż zamek. Obiekt zamkowy pełen był atrakcji. Jedną z nich była specjalna sala, w której odbywała się spowiedź. Salę zbudowano w ten sposób, że to, co się powiedziało w jednym kącie, słychać było w drugim. Wystarczyło tylko przyłożyć ucho do rogu ściany, a miało się wrażenie, że ktoś mówi za plecami. Tak zażyczył sobie magnat Lubomisrki, który chciał podsłuchiwać spowiedź swojej małżonki. Chciał wiedzieć, czy przypadkiem ta go nie zdradza.
– Było to niezwykłe – oceniają Żółte Ciżemki.
W zamku znajdowała się ogromna sala balowa, w której bawić się mogło aż 400 osób. W ogóle zamek w Wiśniczu był niegdyś miejscem tańców, hulanek i swawoli. Goście Lubomirskiego wychodzili po tygodniowych biesiadach ze złotą lub srebrną zastawą. Rycerze wjeżdżali do komnat na koniach, czego dowodem są ślady kopyt zostawione na schodach. Zamek w Wiśniczu ma swoją legendę. Jest nią Biała Dama. Ponoć co noc, gdy zegar wybije dwunastą, Biała Dama ukazuje się na wieżyczce jadąc na białym rumaku. O Białej Damie krąży krwawa opowieść. Ponoć sama kiedyś przejechała się na osiołku po wieżyczce. Nie dość, że cudem uszła z życiem, to jeszcze wymyśliła karę dla poddanych. Otóż kazała ona nieposłusznym ludziom jeździć konno po wąskim balkonie wieżyczki.
– Jazda po balkonie bez poręczy kończyła się zawsze śmiercią. Nieszczęśnik spadał na łeb na szyję poza zamkowe mury. Podobny los czekał niestety Bogu ducha winnego konia – opowiadały Grażynka i Asia Wójcik.
Po przyjemnościach zwiedzania nadszedł czas na przygotowania do występu. W Podolanach zjedliśmy obiad. A następnie ruszyliśmy do namiotów, by ubrać się w kostiumy. Gdy przedstawialiśmy spektakl o aniołach pt. „Między niebem a ziemią” z nieba lały się strumienie deszczu. Mimo to występ wyszedł supernowo. Gratulowano nam pomysłu, kostiumów i dekoracji.
Z racji deszczu nie było szans na dyskotekę w plenerze. Zdecydowaliśmy więc, że urządzimy sobie zabawę w internacie. Razem z nami bawiły się zaprzyjaźnione warsztaty z Radwanowic i Nowego Targu. Kto nie chciał tańczyć, mógł zagrać w siatkę, kosza czy pójść na siłownię.
ATRAKCJE DO KWADRATU
Nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w Podolanach. W niedzielę uczestniczyliśmy wszyscy we Mszy Świętej odprawionej specjalnie dla osób niepełnosprawnych w pobliskim kościele. Tak się złożyło, że jeden z księży odprawiających Mszę świętował 25-lecie kapłaństwa. Kazanie dotyczyło więc powołania do kapłaństwa.
Po obiedzie czekały na nas liczne atrakcje. Niestety ze względu na pogodę wiele przyjemności nie doszło do skutku. Specjaliści opowiedzieli nam więc o zastosowaniu różnych urządzeń np. helikoptera, robota do rozbrajania bomb czy wozu strażackiego. Nie odpuściliśmy sobie jednak jazdy samochodami terenowymi – jeepami. To dopiero dostarczyło nam niesamowitych wrażeń.
– Wytrzęsło nas, bo auta jeździły po różnych wertepach, kałużach i błocie – stwierdziła Ewa Sawera. .
– Najlepiej było, gdy auto z dużą prędkością zjeżdżało z góry. Piszczeliśmy wtedy z radości – opowiadała Grażyna.
– Widzieliśmy również czarne labradory pomagające podczas poszukiwań osób zaginionych. Psy zostały tak wytrenowane, że umiały przeskakiwać przez rozmaite przeszkody – wspominała Asia Wójcik.
Parę osób poszło również zwiedzać pracownię gliniarską w podolańskich warsztatach, gdzie Kasia Dworniczek ulepiła kota, Asia Wójcik, Ala Wądrzyk i Kamil Nycz – miskę w kształcie ślimaka, zaś Patryk – konia.
Z wielką radością przyjęliśmy informację o wynikach konkursu teatralnego. Okazało się, że nasze przedstawienie zostało wyróżnione za kostiumy i dekoracje. Tak więc po raz kolejny przyjechaliśmy na Warsztat z fajnymi nagrodami. Tym razem była to drukarka, maska teatralna oraz dyplomy dla wszystkich uczestników.
Wrażeń z Podolan było tak dużo, że przez kilka dni po powrocie opowiadaliśmy wszystkim o tym, co przeżyliśmy. „Podolany, Podolany, Podolany” – powtarzaliśmy w kółko. I mamy nadzieję, że w przyszłym roku ta atrakcja nas nie ominie. I że z nami pojedzie pani Ania, która w tym roku niestety nie mogła.
Joanna Wójcik, Grażyna Grabowska, Ewa Sawera, Katarzyna Dworniczek, Krzysztofa Kowalczyk, Kamil Nycz